Sobota.
Mieszkańcy Anubisa wybrali się dziś na dwudniowy wypad do Liverpoolu. To nie jest żadna wycieczka. To są po prostu dwa dni w którym uczniowie bez opieki nauczyciela (bądź zrzędliwego dozorcy) mogą robić co chcą. Chyba, że wpadną w ręce policji. Wtedy wylatują. Proste.
Kto by się spodziewał, że szkoła dysponuje takimi sumami, żeby raz w miesiącu organizować takie coś. Płacą za przejazd i za nocleg (ale proszę was ile ludzi z tego skorzysta?)
Uczniowie jeżdżą tam przeważnie dlatego, żeby pójść na randkę (tak, mam na myśli Ninę i Fabiana) albo żeby dokupywać masę nowych i drogich ubrań (no cóż, tu zalicza się Amber). Albo po to żeby poderwać jakieś laski ( Znudziłoby mnie to latanie za dziewczynami, które i tak mają cię w nosie, ale jak tam Jerome chce). Biedny to jest Alfie. Myślę, że teraz lata z Amber po sklepach będąc tragarzem.
Ale co ja tam wiem. Przecież siedzę w Anubisie.
Kochany dyrektor oznajmił mi uprzejmie, że do tego wyjazdu jest potrzebna karteczka zwana oświadczeniem podpisana przez moich rodzicieli. Szlag by to trafił, że powiedział to dopiero. Godzinę przed wyjazdem.
Mieszkańcy Anubisa wybrali się dziś na dwudniowy wypad do Liverpoolu. To nie jest żadna wycieczka. To są po prostu dwa dni w którym uczniowie bez opieki nauczyciela (bądź zrzędliwego dozorcy) mogą robić co chcą. Chyba, że wpadną w ręce policji. Wtedy wylatują. Proste.
Kto by się spodziewał, że szkoła dysponuje takimi sumami, żeby raz w miesiącu organizować takie coś. Płacą za przejazd i za nocleg (ale proszę was ile ludzi z tego skorzysta?)
Uczniowie jeżdżą tam przeważnie dlatego, żeby pójść na randkę (tak, mam na myśli Ninę i Fabiana) albo żeby dokupywać masę nowych i drogich ubrań (no cóż, tu zalicza się Amber). Albo po to żeby poderwać jakieś laski ( Znudziłoby mnie to latanie za dziewczynami, które i tak mają cię w nosie, ale jak tam Jerome chce). Biedny to jest Alfie. Myślę, że teraz lata z Amber po sklepach będąc tragarzem.
Ale co ja tam wiem. Przecież siedzę w Anubisie.
Kochany dyrektor oznajmił mi uprzejmie, że do tego wyjazdu jest potrzebna karteczka zwana oświadczeniem podpisana przez moich rodzicieli. Szlag by to trafił, że powiedział to dopiero. Godzinę przed wyjazdem.
Wtedy gdy wyszłam z Amber na zakupy cała Sibuna nas kryła (okej tylko mnie, bo Ambs ma tą zgodę)
I tez w piękny marcowy weekend siedzę sama w tym zakichanym akademiku.
Zakichanym? Przecież sama chciałaś tu przyjechać.
- Sama? Okazuje się, że jakaś nawiedzona moc mnie opętała i podświadomie nakazała mi przyjechać tu. A ja nawet nie wierzę w magię - odpowiedziałam wiedząc, że to Neferi siedzi mi w głowie. Jak to na kosmiczną zjawę, nie jest w stanie ukazać mi się ale widuje ją w tych koszmarnych snach oraz czuje jak siedzi mi w głowie. Ale tylko wtedy gdy miała mi coś ważnego do powiedzenia. Dużo wysiłku wkłada w to by przemówić do mnie w mojej głowie, więc pytam:
- Coś się stało?
Nie, nudzi mi się.
Świetnie.
- Wypad z mojej głowy Neferi, idź pobaw się gdzieś indziej.
Neferneferuaton- Taszeri ! poprawiła od razu.
- Jak zwał, tak zwał - zamknęłam oczy by wykonać sztuczkę (oczywiście nie magiczną). Po prostu oczyściłam swój umysł, nie myślałam kompletnie o niczym. Zawsze działa. Czuje potem taką pustkę i wiem że Neferi sobie poszła. Gdzieś.
- Z kim ty gadasz?
A no tak, nie zgadniecie! Nie zostałam sama w domu, chodź wolałabym. Eddie niby ma areszt domowy. Eddie niby włamał się do gabinetu Victora. Eddie niby nie jest głupi ale nawet Alfie by wiedział, żeby nie włamywać się do gabinetu, gdy Victor jest w salonie.
Bądź co bądź znowu zostaje z nim sam na sam. Serce cholernie kluje gdy tylko pojawi się w pobliżu. Po prostu zawiodłam się na nim. Okej, czaje, uratował mi skórę, powinnam mu dziękować na kolanach ale zrobił to bo Sibuna "kazała". Grzebał w moich prywatnych rzeczach by znaleźć list. Nikomu nie mówiłam, że jest pod poduszką.
- Gadałam przez telefon - to zawsze mówiłam jak ktoś przyłapał mnie na gadaniu sama z sobą. Ale zdarzyło to się tylko dwa razy, w tym raz teraz,bo jak wspomniałam (ale teraz to są tylko chyba urojenia) takie gadanie w mojej głowie jest strasznie męczące dla Neferi więc nie wiem jakim cudem weszła sobie do mojej głowy "z nudów".
- Nie widzę telefonu.
- Przez głośnomówiący. A właściwie co Cię to obchodzi Miller? Po co tu przyszyłeś?
- Pomyślałem, że może chcesz zejść to tunelów.
- Pewnie, że chce - uśmiechnął się nieznacznie na moje słowa - ale sama.
W pokoju nastała krępująca cisza. Ani ja, ani on się nie ruszyliśmy. Patrzyliśmy na siebie bez słowa.
- Nie wiem o co ci chodzi - w końcu powiedział
- Wiesz doskonale o co mi chodzi!
I to był koniec rozmowy. Ja odwróciłam się a Eddie wyszedł trzaskając drzwiami.
Wyciągnęłam z szafki telefon Joy i po prostu trzymałam go w rękach. To była jedyna rzecz jaka mi pozostała po dziewczynie . Nie licząc zdjęć.
Gdy jest mu smutno po prostu biorę ten telefon do ręki i myślę o niej. Była wspaniałą przyjaciółką, taką po prostu idealną. Taką, która doskonale mnie rozumiała i potrafiła mnie odczytać.
- Co znowu? - warknęłam.
Oczywiście byłam przekonana że to Eddie bo tylko my byliśmy w domu.
- Coś się stało? - ależ nie! To była Mara. Ta sama Mara, którą spotkałam jak tu przyjechałam.
Szybko schowałam telefon Joy, gdyż tylko ja, Eddie i Jerome o nim wiedzieliśmy. No i co z tego, że Mara i tak by nie wiedziała, że to telefon Mercer ale była przecież ważna dla mnie ta rzecz.
Nie wpadłyśmy sobie w raniona, tak jakby zrobiła to Joy, nie zapytałyśmy się nawzajem "jak dużo się zmieniło" jak zrobiła by to Joy. Po prostu uśmiechnęłam się szeroko i wyjąkałam:
- Cze.. Cześć Maro!
Potem już było dość tradycyjnie. Powymieniamy się zdaniami, oczywiście podpytałam ją o co chodzi z jej wyjazdem. Powiedziała mi, że to Sweet załatwił jej te stypendium, żeby wyjechała (okej, nie powiedziała tego tak dokładnie) i inne sprawy a ja nagle wszystko zrozumiałam. Mara wyjechała robiąc miejsce Joy, a oni: Sweet i Victor myśleli, że to właśnie ona jest Naznaczoną dlatego ją porwali. Proste!
Wymyśliłam jakiś pretekst i wyszłam z pokoju. Moim celem była biblioteka Frobisherów. Założyłam tylko szal (na kurtkę nie było czasu) uważając aby niezauważalnie wymknąć się z domu.
Biblioteka Frobisherów to miejsce, gdzie jest zawsze spokój i pełno kurzu. Ale to jedno z moich ulubionych miejsc w obrębie całej posiadłości.
Od kluczyłam drzwi (Kluczem, którym prędzej ukradłam oczywiście Victoriowi. Obawiam się, że zbyt dużo już rzeczy mu zabrałam) i weszłam swobodnie do środka.
Zdziwieniem okazał się ogromny nie porządek. Zazwyczaj wszystko jest ułożone na półkach, biurkach i innych miejscach do tego przeznaczonych. Czyżby Eddie i Jerome (którzy zapewne byli tu ostatni- to oni znaleźli telefon Joy) zrobili ten bajzel?
Musiałam odszukać książkę, którą czytałam ostatnio.
Była strasznie nudna i jeśli chodziło o kwestie zrozumienia jej.. to było straszne. Połowa książki to same hieroglify a pozostała połowa to jakieś dziwne, staro-języczne słowa. Dlatego przeczytanie tej książki zajmuje mi wieki.
Oczywiste jest to że kwestie hieroglifów mogłam zostawić Fabianowi. Ale nie chciałam by ktokolwiek interesował się moja osobą- Naznaczoną. To było moje brzemię i tylko ja powinnam się tym interesować, prawda?
Przewróciłam kartkę i słowo daję na całej stronie było narysowane oko! I tylko słowa (tak myślę że to słowa. Dla mnie to tylko jakieś ślaczki) " عين حورس ". Oczywiście, że bym sprawdziła co to znaczy. Gdybym tylko wiedziała po jakim to języku i gdym posiadała taką klawiaturę w telefonie.
Wyrwałam daną kartkę z przestarzałej księgi i schowałam do kieszeni. Źle się z tym czułam. Co jak co ale jak Sibuna znajdzie przypadkiem tą książkę i zobaczy że brakuje strony na pewno domyśli się że jest coś ważnego na tej stronie (gdyby było) i zaczną kolejne śledztwo a oni zawsze dochodzą do prawdy. Nie mam pojęcia jak to robią.
Zmęczyłam się tłumaczeniem tej księgi wiec zamknęłam ją i schowałam. Trzymanie jej w moim pokoju było by wręcz niebezpieczne ze względu na to, że Victor może w każdej chwili przeszukiwać nasze pokoje. Sibuna mówiła że strasznie lubi im deptać po piętach.
Robiło się już późno ale postanowiłam (już szybciej) że przejdę się jeszcze po tunelach które prowadzą do Kropielnicy.
Otworzenie przejścia był to skomplikowany proces. Niby wydawało się to łatwe gdy robiła to Sibuna, lecz teraz jestem sama.
Okej, zaczynam.
Pierwszy.
Drugi.
Trzeci.
Czwarty schodek kręconych schodów, 11 pionowy szczebelek.
Jednym szynki ruchem odwróciłam to o 180 stopni i usłyszałam charakterystyczny brzęk.
Okej, jedno z głowy.
Teraz przeszłam na drugą stronę pokoju by odszukać sześciu prawie niezauważalnych, małych guziczków.
Oczywiście nabawiłam się przy tym nie mało gdyż wciąż nie mogę zapamiętać w jakich odległościach od siebie się znajdują. Jakim cudem Im udało się je znaleźć pierwszym? Zazdroszczę, że posiadają ten wisior gdyż tak o wiele łatwiej jest tam trafić. Wystarczy że przyłoży się go do czegoś tam (nie mam pojęcia) I bam! Otworzy się przejście!
Wykonałam kolejne beznadziejne zadania i nareszcie mogłam wejść do tuneli.
Przejście zamykało się po kilku sekundach i wszystko, co zrobiłam by otworzyć je po prostu powracał do dawnego stanu rzeczy.
Do domu wróciłam dopiero po dwudziestej.
Mara nieźle przejęła się moją długą nieobecnością. W dodatku jak wyjdziecie w marcu bez kurtki to (dacie wiarę!?) możecie na prawdę źle się poczuć. Jednak nie zrobiło to na mnie nic, gdy w nocy postanowiłam przyrządzić Eddiemu kawał.
Oczywiście (jako że jestem tradycjonalistką) postanowiłam użyć do tego wiadra zimnej wody. Gdy tylko wybiła pierwsza w nocy razem z Marą zeszliśmy na dół i stanęliśmy przed pokojem Eddiego. Zapukałyśmy dość głośno i po chwili wyszedł z nich zaspany Miller... I spotkał się z zimną wodą. Wrzasnął jak opętany a wiadro zawisło mu na głowie. Przeszedł kilka metrów szukając ściany i przez przypadek zbił jakiś antyk, który stał na szafce. Zaczęłam się śmiać po czym odwróciłam się w stronę Mary, której kurcze już nie było! A potem słyszałam brzęk upadającego wiadra i kroki Victora na schodach. Teraz to już bez kary raczej się nie obejdzie.
I tez w piękny marcowy weekend siedzę sama w tym zakichanym akademiku.
Zakichanym? Przecież sama chciałaś tu przyjechać.
- Sama? Okazuje się, że jakaś nawiedzona moc mnie opętała i podświadomie nakazała mi przyjechać tu. A ja nawet nie wierzę w magię - odpowiedziałam wiedząc, że to Neferi siedzi mi w głowie. Jak to na kosmiczną zjawę, nie jest w stanie ukazać mi się ale widuje ją w tych koszmarnych snach oraz czuje jak siedzi mi w głowie. Ale tylko wtedy gdy miała mi coś ważnego do powiedzenia. Dużo wysiłku wkłada w to by przemówić do mnie w mojej głowie, więc pytam:
- Coś się stało?
Nie, nudzi mi się.
Świetnie.
- Wypad z mojej głowy Neferi, idź pobaw się gdzieś indziej.
Neferneferuaton- Taszeri ! poprawiła od razu.
- Jak zwał, tak zwał - zamknęłam oczy by wykonać sztuczkę (oczywiście nie magiczną). Po prostu oczyściłam swój umysł, nie myślałam kompletnie o niczym. Zawsze działa. Czuje potem taką pustkę i wiem że Neferi sobie poszła. Gdzieś.
- Z kim ty gadasz?
A no tak, nie zgadniecie! Nie zostałam sama w domu, chodź wolałabym. Eddie niby ma areszt domowy. Eddie niby włamał się do gabinetu Victora. Eddie niby nie jest głupi ale nawet Alfie by wiedział, żeby nie włamywać się do gabinetu, gdy Victor jest w salonie.
Bądź co bądź znowu zostaje z nim sam na sam. Serce cholernie kluje gdy tylko pojawi się w pobliżu. Po prostu zawiodłam się na nim. Okej, czaje, uratował mi skórę, powinnam mu dziękować na kolanach ale zrobił to bo Sibuna "kazała". Grzebał w moich prywatnych rzeczach by znaleźć list. Nikomu nie mówiłam, że jest pod poduszką.
- Gadałam przez telefon - to zawsze mówiłam jak ktoś przyłapał mnie na gadaniu sama z sobą. Ale zdarzyło to się tylko dwa razy, w tym raz teraz,bo jak wspomniałam (ale teraz to są tylko chyba urojenia) takie gadanie w mojej głowie jest strasznie męczące dla Neferi więc nie wiem jakim cudem weszła sobie do mojej głowy "z nudów".
- Nie widzę telefonu.
- Przez głośnomówiący. A właściwie co Cię to obchodzi Miller? Po co tu przyszyłeś?
- Pomyślałem, że może chcesz zejść to tunelów.
- Pewnie, że chce - uśmiechnął się nieznacznie na moje słowa - ale sama.
W pokoju nastała krępująca cisza. Ani ja, ani on się nie ruszyliśmy. Patrzyliśmy na siebie bez słowa.
- Nie wiem o co ci chodzi - w końcu powiedział
- Wiesz doskonale o co mi chodzi!
I to był koniec rozmowy. Ja odwróciłam się a Eddie wyszedł trzaskając drzwiami.
Wyciągnęłam z szafki telefon Joy i po prostu trzymałam go w rękach. To była jedyna rzecz jaka mi pozostała po dziewczynie . Nie licząc zdjęć.
Gdy jest mu smutno po prostu biorę ten telefon do ręki i myślę o niej. Była wspaniałą przyjaciółką, taką po prostu idealną. Taką, która doskonale mnie rozumiała i potrafiła mnie odczytać.
- Co znowu? - warknęłam.
Oczywiście byłam przekonana że to Eddie bo tylko my byliśmy w domu.
- Coś się stało? - ależ nie! To była Mara. Ta sama Mara, którą spotkałam jak tu przyjechałam.
Szybko schowałam telefon Joy, gdyż tylko ja, Eddie i Jerome o nim wiedzieliśmy. No i co z tego, że Mara i tak by nie wiedziała, że to telefon Mercer ale była przecież ważna dla mnie ta rzecz.
Nie wpadłyśmy sobie w raniona, tak jakby zrobiła to Joy, nie zapytałyśmy się nawzajem "jak dużo się zmieniło" jak zrobiła by to Joy. Po prostu uśmiechnęłam się szeroko i wyjąkałam:
- Cze.. Cześć Maro!
Potem już było dość tradycyjnie. Powymieniamy się zdaniami, oczywiście podpytałam ją o co chodzi z jej wyjazdem. Powiedziała mi, że to Sweet załatwił jej te stypendium, żeby wyjechała (okej, nie powiedziała tego tak dokładnie) i inne sprawy a ja nagle wszystko zrozumiałam. Mara wyjechała robiąc miejsce Joy, a oni: Sweet i Victor myśleli, że to właśnie ona jest Naznaczoną dlatego ją porwali. Proste!
Wymyśliłam jakiś pretekst i wyszłam z pokoju. Moim celem była biblioteka Frobisherów. Założyłam tylko szal (na kurtkę nie było czasu) uważając aby niezauważalnie wymknąć się z domu.
Biblioteka Frobisherów to miejsce, gdzie jest zawsze spokój i pełno kurzu. Ale to jedno z moich ulubionych miejsc w obrębie całej posiadłości.
Od kluczyłam drzwi (Kluczem, którym prędzej ukradłam oczywiście Victoriowi. Obawiam się, że zbyt dużo już rzeczy mu zabrałam) i weszłam swobodnie do środka.
Zdziwieniem okazał się ogromny nie porządek. Zazwyczaj wszystko jest ułożone na półkach, biurkach i innych miejscach do tego przeznaczonych. Czyżby Eddie i Jerome (którzy zapewne byli tu ostatni- to oni znaleźli telefon Joy) zrobili ten bajzel?
Musiałam odszukać książkę, którą czytałam ostatnio.
Była strasznie nudna i jeśli chodziło o kwestie zrozumienia jej.. to było straszne. Połowa książki to same hieroglify a pozostała połowa to jakieś dziwne, staro-języczne słowa. Dlatego przeczytanie tej książki zajmuje mi wieki.
Oczywiste jest to że kwestie hieroglifów mogłam zostawić Fabianowi. Ale nie chciałam by ktokolwiek interesował się moja osobą- Naznaczoną. To było moje brzemię i tylko ja powinnam się tym interesować, prawda?
Przewróciłam kartkę i słowo daję na całej stronie było narysowane oko! I tylko słowa (tak myślę że to słowa. Dla mnie to tylko jakieś ślaczki) " عين حورس ". Oczywiście, że bym sprawdziła co to znaczy. Gdybym tylko wiedziała po jakim to języku i gdym posiadała taką klawiaturę w telefonie.
Wyrwałam daną kartkę z przestarzałej księgi i schowałam do kieszeni. Źle się z tym czułam. Co jak co ale jak Sibuna znajdzie przypadkiem tą książkę i zobaczy że brakuje strony na pewno domyśli się że jest coś ważnego na tej stronie (gdyby było) i zaczną kolejne śledztwo a oni zawsze dochodzą do prawdy. Nie mam pojęcia jak to robią.
Zmęczyłam się tłumaczeniem tej księgi wiec zamknęłam ją i schowałam. Trzymanie jej w moim pokoju było by wręcz niebezpieczne ze względu na to, że Victor może w każdej chwili przeszukiwać nasze pokoje. Sibuna mówiła że strasznie lubi im deptać po piętach.
Robiło się już późno ale postanowiłam (już szybciej) że przejdę się jeszcze po tunelach które prowadzą do Kropielnicy.
Otworzenie przejścia był to skomplikowany proces. Niby wydawało się to łatwe gdy robiła to Sibuna, lecz teraz jestem sama.
Okej, zaczynam.
Pierwszy.
Drugi.
Trzeci.
Czwarty schodek kręconych schodów, 11 pionowy szczebelek.
Jednym szynki ruchem odwróciłam to o 180 stopni i usłyszałam charakterystyczny brzęk.
Okej, jedno z głowy.
Teraz przeszłam na drugą stronę pokoju by odszukać sześciu prawie niezauważalnych, małych guziczków.
Oczywiście nabawiłam się przy tym nie mało gdyż wciąż nie mogę zapamiętać w jakich odległościach od siebie się znajdują. Jakim cudem Im udało się je znaleźć pierwszym? Zazdroszczę, że posiadają ten wisior gdyż tak o wiele łatwiej jest tam trafić. Wystarczy że przyłoży się go do czegoś tam (nie mam pojęcia) I bam! Otworzy się przejście!
Wykonałam kolejne beznadziejne zadania i nareszcie mogłam wejść do tuneli.
Przejście zamykało się po kilku sekundach i wszystko, co zrobiłam by otworzyć je po prostu powracał do dawnego stanu rzeczy.
Do domu wróciłam dopiero po dwudziestej.
Mara nieźle przejęła się moją długą nieobecnością. W dodatku jak wyjdziecie w marcu bez kurtki to (dacie wiarę!?) możecie na prawdę źle się poczuć. Jednak nie zrobiło to na mnie nic, gdy w nocy postanowiłam przyrządzić Eddiemu kawał.
Oczywiście (jako że jestem tradycjonalistką) postanowiłam użyć do tego wiadra zimnej wody. Gdy tylko wybiła pierwsza w nocy razem z Marą zeszliśmy na dół i stanęliśmy przed pokojem Eddiego. Zapukałyśmy dość głośno i po chwili wyszedł z nich zaspany Miller... I spotkał się z zimną wodą. Wrzasnął jak opętany a wiadro zawisło mu na głowie. Przeszedł kilka metrów szukając ściany i przez przypadek zbił jakiś antyk, który stał na szafce. Zaczęłam się śmiać po czym odwróciłam się w stronę Mary, której kurcze już nie było! A potem słyszałam brzęk upadającego wiadra i kroki Victora na schodach. Teraz to już bez kary raczej się nie obejdzie.