Nie, nie zapomniałam o tym blogu :D
Okej, trzymajcie kolejny rozdział, pisany z Patricią Miller :D Bardzo ci dziękuje za rozdział kochana <3 Gdyby nie ty, to pewnie jeszcze bym go nie napisała xD
Pisany z 3 osoby :D
Spokój panujący w Domu Anubisa przerwał Victor, wparowując do jadalni. Zamknął za sobą drzwi i kazał wszystkim siedzącym przy stole stanąć w szeregu.
- Hannah, ty wracaj do swojego domu.
Ruda zabrała swoją torebkę, która leżała na jednej z sof i wyszła z Anubisa. Pomachała jeszcze przed tym do Lilly.
- Ja wiem, że ktoś grzebał w moich rzeczach! - warknął. Na dłużej zatrzymał się przy Fabianie i Ninie - nie wiem kto to był, ale obiecuje Wam, że się tego dowiem!
Uczniowie stali prosto, nic nie mówiąc.
- Zginął mi pewien list - kontynuował dozorca - nie powiem, że nie jest ważny - tym razem stanął przy Eddiem i Afliem.
Szlak, skarciła się w myślach Patricia, zapomniałam odnieść tego cholernego listu od ojca Joy.
- A skąd pomysł, że to ktoś z nas? - zabrała głos winna - a może po prostu pan gdzieś go zgubił?
- A tak poza tym to nie tylko my tu się kręcimy po tym domu - dodał Eddie, który szybko zrozumiał, że ten list zabrała jego przyjaciółka.
- Lub przez przypadek pan wyrzucił? - Nina zaczęła bronić członków Sibuny.
Nie wiedziała jeszcze, że zabrała go Patricia.
- Victorze!- do jadalni weszła Trudy- coś ty znowu powymyślał? Sądzisz że moje gwiazdki coś by ukradły?
- Ktoś był w moim gabinecie!- podniósł głos. Aż mieszkańcy lekko się wzdragali.
- Zostaw ich w spokoju Victorze. Dalej możesz szukać winnych, ale nie w tym domu.
Rodenmaar wyszedł z pomieszczenia rzucając kilka niemiłych słów skierowanych do młodzieży.
Kochana Trudy, pomyśleli uczniowie.
- No gwiazdki, jedźcie dalej- pogoniła ich do stołu. Usiedli do stołu i w ciszy jedli dalej.
Jak dobrze że już stąd się wyprowadzam, pomyślała Lilly, żadnego wnerwiającego dozorcy ani nic.
Gdy od stołu odeszli już Jerome i Alfie ( co zdziwiło wszystkich) Fabian zaczął pokazywać na migi, żeby Sibuna poszła do jego pokoju.
- Okej, mógłby mi ktoś powiedzieć kto ukradł ten list?- zapytała liderka.
W pokoju byli wszyscy poza Alfiem. Zerwał się z Jerry'm od razu po obiedzie gdyż mieli zrobić jakiś tam kawał Sweetowi. Spojrzeli się po sobie.
- To ja - podniosła lekko rękę Patricia. Wiedziała, że i tak będzie musiała powiedzieć o wszystkim Sibunie. Stanowią klub, jedność - to był list od Fredericka.
- I co w związku z tym? - pytała dalej.
- To ojciec Joy, okej?! Musiałam go wziąć. Chcę wiedzieć co się z nią stało... - powiedziała piskliwym głosem dziewczyna. Nie takim piskliwych, przed płaczem, bo Ona nie płacze.
- Ej Pat, nie gniewamy się na Ciebie, że go wzięłaś. Tylko mów nam następnym razem, okej?
Pokiwała głową.
- Coś jeszcze? Nie usłyszała odpowiedzi dlatego bez słowa wyszła z pokoju.
Ruszyła po schodach, mijając wściekłego Victora, choć to zapewne jego naturalny wyraz twarzy. Rzuciła się na swoje łóżko, otwierając przy tym laptopa. Wpisała dziesięcioliterowe hasło. Nie minęła nawet minuta a ekran zrobił się cały niebieski. Na środku widniał napis Piper Williamson a pod jej imieniem ''odbierz'' i ''odrzuć''. Patricia na prawdę nie miała ochoty z nią gadać. I co ona nagle nią się tak zainteresowała? Przecież nie obchodziła ją od nigdy. Nieco sceptycznie najechała myszką na ''odbierz'' i kliknęła lewy przycisk.
- Czego...?
- Patricia? Cześć.
I wtedy zobaczyła całą zapłakaną kopię siebie. Miała się już rozczulić, ale zdała sobie sprawę, że Piper dzwoni do niej tylko wtedy, gdy coś się stanie. Zachowała pokerową twarz i zapytała:
- Czemu dzwonisz? Co się stało?
- Mama.. Miała wypadek...
Coś dźgnęło ją w serce. Niby jej nie cierpi ale to jej mama... Opiekowała się nią, wychowała ją.
- Jest w poważnym stanie? - z Williamson wydobyły się jakieś inne uczucia, a nie tylko złość.
- Stabilny. Mogłabyś przyjechać?
- Nie mogę... Mam nawał lekcji.
- Nawet dla mamy? - cały czas płakała.
- A co ona zrobiła takiego dla mnie? Nic. Więc ja także nic nie zrobię!
- Ale...
- Nie Piper! Żadnych ale, słyszysz? Żadnych! Mam już was dość! Zostawcie mnie w spokoju! - zdenerwowana z cała siłą zamknęła laptop. Zapomniała o jednym. O ręce, która tkwiła na klawiaturze.
Zacisnęła oczy i zęby, żeby stłumić jęk. Zgięła się w pół i schowała poszkodowaną dłoń pod brzuch. Dobrze, że siedziała, bo inaczej dawno by już zemdlała. Z bólu.
- Patricio, wszystko okej?
Nie wiadomo skąd obok rudej pojawił się Eddie.
- Patricio? - kucnął przed nią i złapał ją za plecy. - Co się stało?
- Nic - strzepnęła jego rękę - przy kleszczyłam sobie dłoń...
- Pokaż - wyrwał jej rękę z pod brzucha - zaczerwieniła się tylko. Zaraz przyniosę ci coś zimnego, to sobie schodzisz.
- Przestań - nakazała - zaraz przejdzie. Powinno.
- Jak chcesz - odsunął się od Patrici.
Chłopak usiadł obok niej na łóżku i przyglądał się jak dziewczyna z dużym trudem próbuje wyprostować palce. Zacisnęła szczęki i z grymasem na twarzy wpatrywała się w zaczerwienioną dłoń, którą powoli otwierała ,sprawiało jej to trochę bólu.
- Długo masz zamiar tu siedzieć? - Zapytała nagle Millera zerkając na niego spod łba.
- Jakiś czas...
Patricia zmarszczyła czoło ,a na jej czole pojawiło się wgłębienie. Odwróciła głowę w stronę Eddiego i zadała kolejne pytanie:
- Chowasz się przed kimś czy jak?
- A mam wyjść? - blondyn spojrzał na nią podnosząc jedną brew. Wiedział, że dziewczyna nie będzie chciała by ją zostawił.
- Nie wiem. - Wzruszyła ramionami. - Rób co chcesz.
- Chyba jednak zostanę - powiedział po chwili - A powiedź, dlaczego zatrzasnęłaś sobie rękę?
- Bo się zdenerwowałam. - Wytłumaczyła. - Zresztą ,nie zrobiłam tego celowo ,to był wypadek.
- Myślę, że zamknęłaś laptop, żebym czymś nie wiedział - powiedział Eddie - zamknęłaś go, jak wszedłem.
- Przecież nawet nie wiedziałam ,że jesteś w pokoju!
- Okej - podniósł ręce w obronnym geście - nie złość się tak ...
- Masz rację. - Przyznała. - Jeszcze jeden stopień gniewu ,a ci łeb ukręcę. Muszę się uspokoić.
- Już nie lubię tego, kto cię wkurzył.
Żebyś tylko wiedział kto to, pomyślała dziewczyna. Kompletnie już zapomniała o zranionej ręce ,a ta przestała boleć tak jak wcześniej. Chłopak wciąż jednak bawił się jej palcami.
Moje zadanie ,uspokoić się, westchnęła i opadła bezwładnie na łóżko zamykając oczy i oddychając głęboko.
Miller jakby na rozkaz, położył się obok dziewczyny. Wciąż trzymał jej dłoń. Gdyby ktoś obcy ich zobaczył, na pewno pomyślałby, że są parą. A tak przecież nie jest.
- Kiedy byłem mały... - zaczął kręcąc na palcu wolnej ręki błyszczący kosmyk czarnych włosów Patrici. - mama zawsze zabierała mnie w piątki do ciotki, której nienawidziłem. Była gruba, miała pełno zmarszczek i takie krzywe zęby. Zawsze na mnie pluła, kiedy mówiła...Mama kazała mi tam zostawać na weekend. Ty było dla mnie jak tortury.
- I właśnie teraz znalazłeś odpowiednią chwilę, by zwierzać mi się ze swojego trudnego dzieciństwa? - zaśmiała się Pat.
Eddie z chęcią zrobiłby czy powiedział coś głupiego by znowu usłyszeć jej dźwięczny śmiech.
- A czemu nie?- odpowiedział spoglądając na nią kątem oka. - I tak nie mamy nic lepszego do roboty.
Williamson zamyśliła się.
- To jak przetrwałeś ten weekend?
- Zaszyłem się pod jej łóżkiem i wychodziłem tylko na posiłek.
- Wyrazy współczucia - znów się zaśmiała - ja, gdy byłam mała musiałam dzielić pokój przez jakiś czas, z moją kuzynką, która szczypała mnie i odrywała głowy moim lalką. Tak jej nienawidziłam, że przez resztę dni, których u mnie była spałam w kuchni na materacu.
- Jak twoja kuzynka miała na imię? - zapytał wyraźnie zaciekawiony.
- Myślisz, że pamiętam?
- No...to w końcu twoja kuzynka. Imiona rodziny powinno się pamiętać.
- W takim bądź razie jak nazywa się ta twoja ciotka? - zaciekawiła się dziewczyna.
- Nazywała. - poprawił ją. - Nie żyje od kilku lat. Miała na imię Rosalinda.
- A moja ciocia nazywała się Brenda - powiedział ktoś, co spowodowało, że Ci szybko podnieśli się do pionu, a Eddie o mało co nie spadł z łóżka - nie chce wam przerywać tych romantycznych chwil, w których wymieniacie się imionami rodziny, ale Victor zwów zwołał zebranie w salonie. Znalazł list.
__________
Na drugi blog, to nie wiem kiedy dodam ale postaram się do czwartku, gdyż jadę znów do lekarza, na zdjęciu szwów (chyba xD). No i również do reumatologa, a potem do Sopotu, znów zapisać się do sanatorium. Zwariuje ludzie, zwariuje.
Iluzjonistko, wciąż czekam na twój rozdział :)))))
Cześć! <3
Świetny <333
OdpowiedzUsuńzarąbisty czekam na kolejne wpisy :D
OdpowiedzUsuńsuper<3
OdpowiedzUsuńGenialny rozdział ! Zazdroszczę talentu :D Chciałabym umieć tak pisać <3 Pozdrawiam Ambri ;**
OdpowiedzUsuńSuper
OdpowiedzUsuńPo pierwsze zafascynował mnie ten obrazek z klawiszami :D.
OdpowiedzUsuńA teraz rozdział: Dłuuuugo kazałaś nam na niego czekać, ale nie powiem, było warto. Choć bardzo szybko go przeczytałam, jednak żyję nadzieją, że na kolejny nie będę musiała tak długo czekam ^^. To było takie uroczę, jak Eddie przy niej został ;p eh lubię romansy. Śmieszny był też ten moment na końcu, kiedy wymieniali się imionami xp.
To teraz czekam jeszcze na rozdział na drugim blogu ;p.
Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że dodałaś rozdział. Mam nadzieję, iż wena już dopiszę ;**
Extra
OdpowiedzUsuńKocham cię za to co ty tutaj piszesz, jest genialna no po prostu
OdpowiedzUsuńjnfsdjfdshbidgbngdsbjgdshbhg *.*
zazdroszczę ci takiego talentu. Jesteś jedną z moich ulubionych osób które piszą bloga ^^
zapraszam na początek
scenariuszebyynadzwyczajna.blogspot.com
Skarbie, po pierwsze, to jak cię spotkam, to cię zabiję. a dlaczego, to dowiesz sie zaraz.
OdpowiedzUsuńPo drugie, to pisz szybciej, bo to jest taaakie fajne ^^ i na drugi blog tez masz pisać.
A zabiję cię dlaczego? Pare rozdziałów wcześniej (przeczytałam wszystkie na raz, więc jeszcze pamiętam) Eddie mówił, że wywalili go z poprzedniej szkoły i takie tam... To jest dokładnie to, co chcę napisać w moim nowym opowiadaniu o Peddie! Teraz nie będę mogła, bo wyjdzie, że ściągnęłam to od ciebie. I jak tu żyć?? :)