Znalazł list? Ale jak to możliwe? Przecież wciąż miała go schowanego pod poduszką. Była tego pewna.
Więc może to podstęp? Victor chce żeby myślała, że on wie kto go wziął.
- Idźcie. Zaraz do was dołączę. Musze tylko... cos
zrobić - odezwała się w końcu Patricia. Eddie i Jerome popatrzyli na nią
sceptycznym wzrokiem, ale w końcu oboje bez słowa wzruszyli ramionami i
wyszli z pokoju.
Gdy tylko drzwi się zamknęły rudowłosa zrzuciła z łóżka całą pościel w
poszukiwaniu białek koperty. Nigdzie jednak jej nie było. Sprawdziła pod
materacem i wszędzie wokół. Może gdzieś spadł? Po liście nie było
jednak nawet śladu.
"To nie możliwe" powtarzała sobie w myślach Patricia "przecież był tu.
Jeszcze rano go widziałam"
Czuła, jak przyspiesza jej serce. Powoli zaczynało też brakować jej
powietrza. Wpadła w panikę.
A jeżeli Victor go znalazł?
Jeżeli wie, że to ona go zabrała?
Co może jej zrobić? Wyrzuci ją?
Porwie, tak jak Joy? Albo gorzej...
Z trudem brała każdy kolejny oddech. Czuła się, jakby ktoś od środka
ściskał jej płuca. Nie pozwalał jej wziąć większego wdechu, w za każdym
razem kiedy próbowała, jego niewidzialna dłoń zaciskała się jeszcze
bardziej.
Patricia nawet nie zauważyła, kiedy opadła na kolana, trzęsącą się ręką przytrzymując się łóżka.
"To niemożliwe. Nie możliwe..." wciąż rozbrzmiewały słowa w jej głowie.
Co miała teraz zrobić?
Jak odnajdzie Joy?
I nagle wszystko ustało. Zniknął ból w piersi, głos w
głowie zamienił się w szum i w końcu również zniknął tak jak wszystkie
dręczące ją pytania i wątpliwości. Po prostu się rozpłynęły zostawiając
tylko cichą i przytulną pustkę.
Wszyscy stali zniecierpliwieni w salonie i czekali na
przybycie "pana domu". Tylko Eddie zerkał wciąż w stronę schodów
wypatrując na nich niskiej, ciemno ubranej dziewczyny ze skwaszoną miną i
burzą prostych jak druty, bordowych włosów. Patrici jednak wciąż nie
było.
"Może nie powinienem zostawiać jej samej?" przeszło
chłopakowi przez myśl. Szybko jednak się opamiętał. Patricia nie była
osobą, o którą trzeba się martwić. Po za tym, przecież nie byli para. Co
najwyżej przyjaciółmi, i to chyba nawet nie dobrymi. Po prostu. Para
osób mieszkająca w jednym akademiku, często spędzająca razem wolny czas.
Blondyn westchnął głośno.
Tak bardzo chciał, żeby to się zmieniło. Nie chciał być dla Gaduły kimś, kogo za kilka lat nawet nie będzie pamiętać.
Nagle główne drzwi domu trzasnęły tak głośno, że wszyscy w pomieszczeniu aż podskoczyli na swoim miejscach.
W holu stanął Victor. Jak zwykle ubrany w obrzydliwy,
musztardowy płaszcz z poprzedniej epoki. Przeleciał gniewnym wzrokiem
po twarzach wszystkich. Dłużej przyglądał się tylko szatynce siedzącej
jak mysz pod miotłą na jednym z foteli. Nie odrywając wzroku z jej
przerażonej twarzy, jak zawsze groźnym tonem spytał:
- Gdzie jest Williamson?
- Powiedziała, że zaraz przyjdzie - odpowiedział po
dłużącej się chwili ciszy Jerome. Zwrócił tym na siebie uwagę dozorcy,
więc Nina mogła wreszcie odetchnąć z ulgą.
- Idź po nią - zakazał Rodenmaar Junior, po czym zaczął zaczął krążyć po salonie przyglądając się uważnie każdemu z domowników.
Clarke jak najszybciej ulotnił się z pomieszczenia
ruszając w stronę pokoju starej przyjaciółki. Gdy tylko przekroczył próg
stanął jak wryty. Po całym pokoju porozrzucana była pościel i różne
drobiazgi należące do Patrici. Dopiero po chwili w tym bałaganie
dostrzegł leżącą na podłodze przy łóżku dziewczynę.
Co się stało?
Zemdlała?
Ale skąd ten bałagan?
Ukląkł przy Trixi i nie miał pojęcia, co robić dalej.
Wszystko nagle wyparowało mu z głowy. Nie był w stanie nawet się
odezwać. Wpatrywał się tylko w spokojną twarz przyjaciółki próbując
skupić się na tyle, by zrobić... cokolwiek.
Po chwili do pokoju wszedł Eddie. Popatrzył na
bałagan, na Jerome i w końcu na Patricię i bez namysłu ruszył ku niej.
Odepchnął klęczącego obok chłopaka i położył dłoń na ramieniu rudej.
Ścisnął ją lekko, lecz szybko rozluźnił uścisk i zaczął potrząsać
dziewczyną, jakby jak by chciał wybudzić ją ze snu.
- Patricia. Patricia obudź się. - Słychać było coraz głośniejsze prośby blondyna. Oczy dziewczyny wciąż jednak były zamknięte.
Amerykanin przyłożył głowę do jej piersi. Nawet z
daleka widać było, jak pod luźną koszulką chłopaka napinają się
wszystkie mięśnie.
- Zawołaj Trudy - polecił Jeromowi zaskakująco spokojnym głosem i przystąpił do masażu serca.
Dlaczego to się stało?
Kiedy to się stało?
Przecież jak wychodził wszystko było w porządku.
Prawda?
Sztuczne oddychanie. Myśl, że musi to zrobić jednocześnie go odpychała i
sprawiała, że w pewien sposób się cieszył. Była to tylko akcja
ratownicza. Nic nadzwyczajnego. Ale już od jakiegoś czasu miał straszna
ochotę pocałować Patricię. Za każdym razem jak ją widział chciał, aby
pozwoliła mu się zbliżyć. Aby pozwoliła, by jego wargi dotknęły jej.
Ale to przecież nie to samo. Ratowanie życia w niczym nie przypomina pocałunku.
Dlaczego więc nie mógł się zmusić do dotknięcia jej ust?
To proste.
Chciał, żeby to nie był przymus. Chciał, żeby ona
była przy tym. Świadoma. Żeby ona również tego chciała. Żeby nie
zależało od tego czyjekolwiek życie.
"No i gdzie ta Trudy?"
- Trzydzieści ucisków, dwa wdechy - powtarzał cicho blondyn nie odrywając wzroku od twarzy Patrici.
Dwadzieścia cztery...
Dwadzieścia pięć...
Dwadzieścia sześć...
"Trudy, gdzie jesteś?!" myślał "powinnaś już tu być."
Dwadzieścia siedem...
Dwadzieścia osiem...
Dwadzieścia dziewięć...
Trzydzieści!
I co teraz? Musiał to zrobić. Nikogo innego tam nie było.
Jeszcze
raz spojrzał na dziewczynę. Na prawdę wyglądała, jakby spała. A jeszcze
kilka minut temu oboje leżeli na łóżku i śmiali się z siebie nawzajem.
Co poszło nie tak?
Z rozmyślań wyrwał Eddiego nagły ból w nodze.
Spojrzał na swoje kolano na którym mocno zaciskała się dłoń Gaduły.
Pomalowane na czarno paznokcie wbijały się w jego skórę pomimo ochronnej
warstwy dżinsowych spodni. Były jak kleszcze, które kiedyś zakładali
kłusownicy podczas polowań.
Ze zdziwieniem spojrzał na twarz przyjaciółki.
W
szeroko otwartych oczach mógł dostrzec przerażenie. Nie było w nich nic
po za czystą, nie zmąconą niczym paniką. Otwartymi ustami łapczywie
nabierała coraz większe hausty powietrza.
Blondyn rozluźnił się trochę widząc, że rudej nic
nie jest. Po chwili jej oddech się uspokoił. Rozluźniła również uścisk,
choć wciąż trzymała dłoń na jego kolanie.
Przez chwilę panowała cisza, w czasie której oboje mogli się uspokoić. Pozbierać myśli.
Kiedy do pokoju wbiegła Trudy wszystko już było całkowicie w porządku.
- Co się stało gwiazdko? - spytała gospodyni z przerażeniem w głosie.
- Potknęłam się i uderzyłam głową o łóżko.
Zemdlałam. ale... teraz już jest dobrze - wyjaśniła Patricia próbując
wstać z podłogi. Eddie od razu zorientował się, że kłamie. Słyszał to w
jej głosie. W sposobie, w jaki wymawiała niektóre sylaby. I w sposobie w
jaki przeciągała słowa. Nie wiedział jednak, czemu nie mówi prawdy.
-
Na pewno? - dopytywała się Trudy, choć teraz już nieco spokojniej. Jak
widać uwierzyła w tą bajeczkę rudej. No bo dlaczego miałaby jej nie
wierzyć? Nigdy nawet nie przeszło jej przez myśl, że któreś z jej
"gwiazdek" może ja okłamać. - Może lepiej odpocznij? Wpadnę do ciebie
później zobaczyć jak się czujesz. - powiedziała z uśmiechem i wyszła, a
zaraz za nią ruszył Jerome.
Dopiero teraz Eddie zauważył, że chłopak przyszedł do pokoju razem z opiekunką. Ale teraz ich nie było. Został sam z Gadułą.
Patricia usiadła na łóżku i schowała twarz w dłonie. Czyżby płakała?
Blondyn
ledwo oparł się chęci pocieszenia jej. Chciał usiąść obok, objąć i nie
puszczać, dopóki wszystko faktycznie nie było dobrze. Zamiast tego stał w
miejscu i wpatrywał się w jej drobną postać.
- Co tak na prawdę się stało?
Dziewczyna podniosła na niego wzrok. Nie był taki
jak zwykle. W jej oczach nie było tych iskierek radości przebijających
się przez zasłonę obojętności. Jej oczy były pełne strachu. W tej jednej
chwili wyglądała, jakby w każdej chwili mogła rozpaść się na miliony
małych kawałeczków jeżeli tylko ktoś jej nie pomoże. Nie przytuli.
-
To nie twoja sprawa. Dziękuję, że mi pomogłeś, ale teraz możesz już
iść, bo nic więcej nie zrobisz. Nie możesz mi już w żaden sposób pomóc. -
zaczęła. Jej głos z początku smutny zaczął przybierać ton
zobojętnienia. Jakby wszystko już straciło jakiekolwiek znaczenie. -
Victor znalazł list. To znaczy że wie, że ja go wzięłam. Jak myślisz, co
mi zrobi za kradzież tak ważnego dokumentu?
Chłopak nic z tego
nie rozumiał. Coś w jej słowach przyprawiało go o gęsią skórkę. Nie
wiedział jednak co konkretnie. To w jaki sposób to mówiła, a może fakt,
co te słowa oznaczały dla niej i dla niego.
Nagle przestało się
liczyć, co sprawiło, że Patricia przestała oddychać. Liczyło się to, że
martwiła się czymś, co nie miało miejsca. I nie będzie miało.
Musiał powiedzieć jej prawdę. Choćby było to dla niego strasznie trudne, ona musi ją znać.
-
Victor nie znalazł listu w twoim pokoju. To ja go wziąłem i podłożyłem
pod jego biurko tak, że wyglądało na to, że po prostu spadło. Nigdy nie
dowie się, że...
- Wziąłeś list? Dlaczego? Grzebałeś w moich
rzeczach! Kto w ogóle pozwolił ci o tym decydować?! - w jej głosie nie
było już obojętności czy smutku. Był tylko gniew. Tak jak w jej oczach. I
ten gniew był skierowany na niego. I za co? Za to że powiedział jej
prawdę.
- Sibuna tak zdecydowała.
- A co ona ma do tego?! To nie była ich sprawa. Twoja też nie.
-
Gdyby Victor nie znalazł tego głupiego listu, mógłby zarządzić
przeszukiwanie pokoi, a wtedy nie tylko ty miałabyś poważne kłopoty.
My... - starał się być spokojny. Wytłumaczyć wszystko najlepiej jak
potrafił. Niestety nastrój dziewczyny powoli mu się udzielał i również
zaczął unosić głos.
- My?! Jeżeli Sibuna ma zamiar wpieprzać się z
butami w każdą część mojego życia, to ja podziękuje. I bez tego
pieprzonego klubu mam dużo problemów.
- Akurat ten twój problem
wpływał na nas wszystkich. Nie możesz myśleć ciągle tylko o sobie. My
też w tym jesteśmy. My pomogliśmy Ci, kiedy tego potrzebowałaś. Może byś
się odwdzięczyła i chociaż nie sprawiała więcej kłopotów?! Zależy nam
na tobie. Chcemy ci pomóc. Po to jest Sibuna. Dlatego to zrobiliśmy.
Eddie
czuł, jak jego twarz robi się czerwona ze złości. Gdyby teraz Victor
stał na korytarzu musieliby się gęsto tłumaczyć, ale miał to gdzieś. Był
zbyt wściekły, by się tym przejmować. Twarz Patrici również
poczerwieniała, a w jej oczach paliły się ogniki czystej wściekłości.
Gdyby mogła, pewnie teraz zabiłaby go wzrokiem.
- Wyjdź z tond- rzuciła ostro choć jej głos brzmiał dziwnie spokojnie.
Eddie chciał coś jeszcze powiedzieć, ale wiedział, że dziewczyna i tak nie będzie go słuchać.
-
Wynoś się! - krzyknęła nagle i rzuciła w jego stronę ramką na zdjęcia
która roztrzaskała się na kawałki uderzając z impetem o drewniane drzwi
za chłopakiem.
Miller doskonale wiedział, co jest na zdjęciu które
przed chwila przeleciało tuż przy jego twarzy. Zrobili je kilka dni
wcześniej, zaraz po inicjacji Patrici. Siedzieli w sali teatralnej i
słuchali muzyki z jego telefonu. Nagle podbiegła Amber i zrobiła im to
zdjęcia. Później je wydrukowała i dała Patrici. To miała być pamiątka
tamtego dnia. Dnia, w którym stała się członkiem Sibuny.
A teraz?
Wrzeszczą na siebie jak opętani
właśnie przez Sibunę. Przez to, co kazali mu zrobić. "Na ciebie nie
będzie zła" mówili. Chyba się mylili.
Eddie ze smutkiem opuścił pokój. Nie tak powinna wyglądać ta rozmowa.
____♥_____
ROZDZIAŁ CAŁY NAPISANY PRZEZ KLAUDIĘ
http://my-history-of-anubis.blogspot.com/
http://fabinastoriesby-patrycja.blogspot.com/
Dziękuje Ci kochana za niego <3
No cóż, gdyby nie ty, to jeszcze go by nie było :*
świetny <3
OdpowiedzUsuńtak trzymaj ^^
wow wow i jeszcze raz wow nareszcie się doczekałam rozdziału jak zawsze boski<3 szybko wstawiaj next>>?>>
OdpowiedzUsuńfajny !!!! Czekam na next !!!!!1
OdpowiedzUsuńNapisanie go, to była czysta przyjemność :)
OdpowiedzUsuńMoże faktycznie powinnyśmy coś kiedyś razem napisać? :P
Mam nadzieję, że szybko dodasz następny. Ile to ci jeszcze dni zostało, dwa tygodnie? :D
No nareszcie...ile można czekać. Rozdział jak zwykle genialny, świetny, boski i przecudowny! *.* Czekam na następny z niecieprliwością.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Mia♥
Czy Peddie się pogodzi ? Gaduła nie odjedzie z Sibuny
OdpowiedzUsuńzajebiste :D
OdpowiedzUsuńZajebisty rozdział ale licze że wszystko się między nimi ułoży... Koffam tfojego bloga <33
OdpowiedzUsuńZapraszam na nn na blogu
OdpowiedzUsuńhttp://love-is-the-strongest.blogspot.com/
;*
alicecullen1920
Ona powiedziała :. lubisz mnie?' ' | On powiedział "nie". | Myślisz ze jestem ładna? - zapytała. | Znowu powiedział "nie". | Zapytała wiec jeszcze raz: | " Jestem w twoim sercu?" | Powiedział "nie". | Na koniec się zapytała: "Jakbym odeszła, to byś | płakał za mną?" Powiedział, ze "nie". | Smutne -pomyślała i odeszła. | Złapał ja za rękę i powiedział: "Nie lubię Cię, | kocham Cię. Dla mnie nie jesteś ładna, | tylko piękna. Nie jesteś w moim sercu, | jesteś moim sercem. Nie płakałbym za Tobą, | tylko umarłbym z tęsknoty." | Dziś o północy twoja prawdziwa miłość zauważy, że | Cię kocha. | Coś ładnego jutro miedzy 13-16 się zdarzy w Twoim | życiu, obojętnie gdzie będziesz w domu, przy | telefonie albo w szkole. | Jeśli zatrzymasz ten łańcuszek, nie podzielisz się | tą piękną historią - to nie znajdziesz szczęścia w | 10 najbliższych związkach, nawet przez 10 lat. | Jutro rano ktoś Cię pokocha. | Stanie się to równo o 12.00. | Będzie to ktoś znajomy. | Wyzna Ci miłość o 16.00 |Jeśli ci się nie uda wysłać tego do 20 komentarzy zostaniesz na zawsze sam
OdpowiedzUsuń