Ciemność.
Ciemność.
Ciemność.
Ból.
Szloch.
Krzyk.
A to wszystko działo się w moim umyśle.
- Witaj, przemiła.
Głos kobiety. Najczystszy i najdelikatniejszy jaki w życiu słyszałam. Siedziała na ogromnym tronie w białej długiej sukni. Ciemne włosy, jak noc. A twarz.. jedyna rzecz, której nie widziałam. Ciemność.
Ciemność.
Ból.
Szloch.
Krzyk.
A to wszystko działo się w moim umyśle.
- Witaj, przemiła.
Dygnęłam. Kolana aż same uginały się przed nią pod jej majestatem.
- Kim jesteś? - tralala, ale śpiewka.
- Nie musisz się mnie bać, kochanie. Uratowałam Cię.
Wstała. Jej suknia zaszeleściła gdy podeszła do mnie. Kurcze! Też chce taką sukienkę!
- Kim jesteś? - powtórzyłam pytanie.
- Nazywam się Neferneferuaton-Taszeri i jestem księżniczką amarneńską - dostrzegłam kontury jej oczu, nosa i ust. Cóż, zawsze to coś.
- Dlaczego mnie tu ściągnęłaś?
- On Cię zabrał do siebie. Ale nie mogłaś tam być! Musiałam Cię tu przysłać!
- Błagam, powiedź mi kto!
- Ciszej! - krzyknęła. Aż ciarki przeszły po moim ciele. - jeszcze ktoś usłyszy - dokończyła szeptem.
To śmieszne, przecież jesteśmy same w tym moim ''śnie''. I w tym momencie , w którym to pomyślałam dobiegł do mnie śmiech dziewczyny bądź może już kobiety.
Odwróciłam się i zobaczyłam wielką sale. Olbrzymich drewnianych drzwi pilnowali dwaj strażnicy. I teraz do mnie to dotarło. Jestem w jakimś zamku, a miejsce, gdzie najwyraźniej jestem to sala tronowa. Ale czy w Starożytnym Egipcie (po prawdopodobnie wszystko toczy się za sprawą tego miejsca) było już takie coś?
Odwróciłam się znów do mojej rozmówczyni.
- Powiedź mi, Nefer...- starałam się przypomnieć jej imię - Nefer - postanowiłam skrócić jej imię - o co w tym wszystkim chodzi?
- Jest jeszcze za wcześnie, żebyś się wszystkiego dowiedziała. Poczekaj a prawda sama przyjdzie.
Sorry, ale to wszystko przecież dotyczy mojego życia. Nie mogę się dowiedzieć czegoś, co może uratować mi życie? A może prawda to śmierć.
- Ale jest jedna rzecz - śmiesznie ruszała palcem wskazującym, jak mama, która karze dziecko. Przeszła po szerokości sali zastanawiając się na czymś solidnie. W końcu staneła jak wryta, jej twarz rozpromieniła się nagle i klasnęła w dłonie. Echo jeszcze przez kilka sekund utrzymywało się w pomieszczeniu - Oko - powiedziała dumnie.
- Oko?
Jak oko może uratować mi życie?
- Oko Horusa. Tak, to na pewno jest to.
Tym razem nie zobaczyłam błysku światła, tylko obraz po prostu zrobił się biały. Nie wiedziałam na czym stoję, czy wciąż jestem w 'pałacu'. Widziałam tylko ją. Uśmiechała się do mnie ale nic po za tym innego. Żadnego ruchu. Po prostu n i c.
Po chwili jej białą suknie przykryła jeszcze czystsza biel. I jej twarz.
I znalazłam się w Anubisie.
Zamrugałam kilka razy, żeby złapać ostrość i lekko chwiejąc się wstałam, bo nikogo pomocy.
- Laptop - powiedziałam od razu nie pozwalając nikomu dojść do głosu.
Fabian szybko znalazł się przy moim biurku i odkopał spod kilku kartek czarny sprzęt. Usiadłam na łóżku a na moich kolach natychmiastowo pojawił się włączony laptop.
Obok mnie usiadł Fabian a z drugiej strony Nina.
W wyszukiwarkę wpisałam jedyne dwa słowa, które pamiętałam.
Amarneńska Księżniczka.
Niestety. Imię, które się pojawiło nie należało raczej do pięknej kobiety, którą dziś zobaczyłam.
Pierwsze trzy (no i kilka kolejnych) wyszukiwania dotyczyły Meritaton. Jednak nie wysiliłam się by wejść w link i przeczytać więcej o Księżniczce.
Zamknęłam laptop i podałam go Amber, która odłożyła go z powrotem na biurko.
- Co widziałaś? - tą ciszę przerwał Fabian, zwracając się do mnie.
Widziałam, że się martwi. Nie powiedział tego z ciekawości by tylko się dowiedzieć. On chciał pomóc.
- Czułam się, jakbym była w jakimś zamku.
- Świątyni - wtrącił cicho Rutter.
- No dobrze. W świątyni. Rozmawiałam z Księżniczką. Miała takie trudne imię. Nefer.. coś tam, nie mam pojęcia.
Podniosłam głowę na członów Sibuny.
- Nefertiti? - zapytała Amber. Zdawało mi się, że wypowiedziała to imię ze strachem.
- Nie. - zaprzeczyłam od razu chcąc rozwiać jej wątpliwości.
-To musiała być... - zaczął Fabian wkładając ręce do swojego plecaka. Zaraz, zaraz. Wydaje mi się,mże od zakończenia zajęć w szkole minęły już prawie dwie godziny, więc dlaczego Rutter wciąż ma plecak? Każdy normalny człowiek od razu rzuca go jak najdalej. - Mam! - powiedział gdy przejechał palcem po starej tekturze. Najwidoczniej musiał być to spis treści bo gdy to powiedział zaczął szybko przewracać kartkami jak nienormalny. - Neferneferuaton-Taszerit, czyż nie?
Zastanawiam się czy matka jej nie cierpiała, skoro dała jej takie imię...
- Tak, to ona.
- To jest córka Nefertiti - powiedział już głośniej.
Nina westchnęła.
- Nie mogło być lepiej.
- Laptop - powiedziałam od razu nie pozwalając nikomu dojść do głosu.
Fabian szybko znalazł się przy moim biurku i odkopał spod kilku kartek czarny sprzęt. Usiadłam na łóżku a na moich kolach natychmiastowo pojawił się włączony laptop.
Obok mnie usiadł Fabian a z drugiej strony Nina.
W wyszukiwarkę wpisałam jedyne dwa słowa, które pamiętałam.
Amarneńska Księżniczka.
Niestety. Imię, które się pojawiło nie należało raczej do pięknej kobiety, którą dziś zobaczyłam.
Pierwsze trzy (no i kilka kolejnych) wyszukiwania dotyczyły Meritaton. Jednak nie wysiliłam się by wejść w link i przeczytać więcej o Księżniczce.
Zamknęłam laptop i podałam go Amber, która odłożyła go z powrotem na biurko.
- Co widziałaś? - tą ciszę przerwał Fabian, zwracając się do mnie.
Widziałam, że się martwi. Nie powiedział tego z ciekawości by tylko się dowiedzieć. On chciał pomóc.
- Czułam się, jakbym była w jakimś zamku.
- Świątyni - wtrącił cicho Rutter.
- No dobrze. W świątyni. Rozmawiałam z Księżniczką. Miała takie trudne imię. Nefer.. coś tam, nie mam pojęcia.
Podniosłam głowę na członów Sibuny.
- Nefertiti? - zapytała Amber. Zdawało mi się, że wypowiedziała to imię ze strachem.
- Nie. - zaprzeczyłam od razu chcąc rozwiać jej wątpliwości.
-To musiała być... - zaczął Fabian wkładając ręce do swojego plecaka. Zaraz, zaraz. Wydaje mi się,mże od zakończenia zajęć w szkole minęły już prawie dwie godziny, więc dlaczego Rutter wciąż ma plecak? Każdy normalny człowiek od razu rzuca go jak najdalej. - Mam! - powiedział gdy przejechał palcem po starej tekturze. Najwidoczniej musiał być to spis treści bo gdy to powiedział zaczął szybko przewracać kartkami jak nienormalny. - Neferneferuaton-Taszerit, czyż nie?
Zastanawiam się czy matka jej nie cierpiała, skoro dała jej takie imię...
- Tak, to ona.
- To jest córka Nefertiti - powiedział już głośniej.
Nina westchnęła.
- Nie mogło być lepiej.
Postanowiłam nie mówić im nic o Oku Horusa, przecież wciąż byłam na nich wszystkich zła. Po prostu musiałam z nimi współpracować.
Wieczorem, już po kolacji jak zwykle siedziałam w pokoju (O dzięki Bogu, że jeszcze mam sama) przed książkami.
Kartkówka z chemii i PO, sprawdzian z trygonometrii (kochane trójkąciki, zgnicie marnie). To wszystko jutro. Wieczorami marzyłam, żeby chodzić do jakieś zwykłem publicznej szkoły i mieć wylane na naukę. Ale nie. Postanowiłam się wyrwać z domu w czym pomogło mi jakże szanowne stypendium i tkwię w szkole prywatnej.
Kolejny raz przeczytałam wzór który nie chciał mi zakodować się w głowie.
Jaki debil wymyślił ten przedmiot? Nie mógł być to jeden przedmiot? Matematyka. Takie coś już istnieje.
Ależ nie, przecież jak pójdę gdzieś to będą mi kazali obliczyć połowę kąta. Jasne.
W końcu dla odmiany wzięłam podręcznik do PO i zaczęłam analizować temat. Ostatnio całą lekcje przegadałam z Eddiem (stare, dobre czasy) i nie wiedziałam nic. I tak właśnie czytałam temat, kiedy do pokoju wszedł Eddie.
Na niego byłam zła najbardziej (mógł mi powiedzieć!) i planowałam niesamowitą zemstę.
Gardziłam nim w tym momencie. To co było przedtem. Oh, ta wielka przyjaźń tego już nie ma. Za krótko go znałam i polubiłam. I teraz tego żałuje.
Nie byłam taka.
Łatwowierna.
Postanowiłam okazać mu swoją niechęć do niego i obojętność.
- Czego chcesz? - zapytałam nie przestając czytać.
- Byłem z Jeromem w bibliotece na wzgórzu...
- Z Jeromem? - nagle podniosłam głowę a podręcznik znalazł się na podłodze.
- Dokładnie z nim. Ojciec kazał nam zanieść jakieś książki tam. Mniejsza. Znalazłem to - obrócił coś w palcach, to był telefon - a Jerry powiedział, że może Cię to zaciekawić.
Pokonał dzielącą nas odległość i podał mi komórkę. Gdy tylko moja dłoń go dotknęła wiedziałam już do kogo należał.
- To telefon Joy! - krzyknęłam.
Wieczorem, już po kolacji jak zwykle siedziałam w pokoju (O dzięki Bogu, że jeszcze mam sama) przed książkami.
Kartkówka z chemii i PO, sprawdzian z trygonometrii (kochane trójkąciki, zgnicie marnie). To wszystko jutro. Wieczorami marzyłam, żeby chodzić do jakieś zwykłem publicznej szkoły i mieć wylane na naukę. Ale nie. Postanowiłam się wyrwać z domu w czym pomogło mi jakże szanowne stypendium i tkwię w szkole prywatnej.
Kolejny raz przeczytałam wzór który nie chciał mi zakodować się w głowie.
Jaki debil wymyślił ten przedmiot? Nie mógł być to jeden przedmiot? Matematyka. Takie coś już istnieje.
Ależ nie, przecież jak pójdę gdzieś to będą mi kazali obliczyć połowę kąta. Jasne.
W końcu dla odmiany wzięłam podręcznik do PO i zaczęłam analizować temat. Ostatnio całą lekcje przegadałam z Eddiem (stare, dobre czasy) i nie wiedziałam nic. I tak właśnie czytałam temat, kiedy do pokoju wszedł Eddie.
Na niego byłam zła najbardziej (mógł mi powiedzieć!) i planowałam niesamowitą zemstę.
Gardziłam nim w tym momencie. To co było przedtem. Oh, ta wielka przyjaźń tego już nie ma. Za krótko go znałam i polubiłam. I teraz tego żałuje.
Nie byłam taka.
Łatwowierna.
Postanowiłam okazać mu swoją niechęć do niego i obojętność.
- Czego chcesz? - zapytałam nie przestając czytać.
- Byłem z Jeromem w bibliotece na wzgórzu...
- Z Jeromem? - nagle podniosłam głowę a podręcznik znalazł się na podłodze.
- Dokładnie z nim. Ojciec kazał nam zanieść jakieś książki tam. Mniejsza. Znalazłem to - obrócił coś w palcach, to był telefon - a Jerry powiedział, że może Cię to zaciekawić.
Pokonał dzielącą nas odległość i podał mi komórkę. Gdy tylko moja dłoń go dotknęła wiedziałam już do kogo należał.
- To telefon Joy! - krzyknęłam.
Jestem na siebie zła.
Krótki rozdział.
Długo na niego czekaliście (problemy, przepraszam)
I tak fatalnie zaczęłam znajomość Patrici i Eddiego i teraz tego żałuję. Chce, żeby sobie dokuczali ;c
(Jak dam wam kota w chlebaku to mi wybaczycie?)
świetne słońce...
OdpowiedzUsuńczekałam na twój rozdział :*
z niecierpliwością czekam na twoje kolejne cudo :)
a po za tym kochana pozdrawiam cię i zapraszam cię na moje blogi (są one o serialu Violetta)
mam nadzieję, że wpadniesz..
kocham cię <3
Patricia Williamson (będę się podpisywała żebyś wiedziała od kogo jest komentarz)
P.S. Tak w ogóle... PIERWSZA :*:*:*
omomomo *__*
OdpowiedzUsuńboooszzzkiii XDD
czekam na kolejnyy :*
cieszę się, że dodałaś rozdział <3 !
Panna Martin
Super
OdpowiedzUsuńZa tego kota w chlebaku jestem w stanie wybaczyć wszystko :).
OdpowiedzUsuńDługo kazałaś czekać na rozdział i jest krótki, ale ponieważ wyszedł Ci nieźle, to da się przeżyć. Tylko żeby znowu nie trzeba było tyle czekać ;p.
Nie zapomnij tylko o drugim blogu :*
Mi sie podoba ale wlasnie troche brakowalo dogryzania i uwodzacego usmiechu eddiego♥
OdpowiedzUsuńCzemu na drugim blogu nie piszesz?
OdpowiedzUsuńWow jak downo mnie nie było xd Rozdział cudowny :)
OdpowiedzUsuńZapraszam na notkę pożegnalną c;
http://esprari-ambri.blogspot.com/2014/07/odchodze-cakowicie-c.html
Jesteś niesamowita *-* Przed chwilą przeczytałam wszystkie do tej pory rozdziały <3 Są genialne!Czekam na kolejny rozdział <3
OdpowiedzUsuń<3 Peddie Forever<3
Wybaczymy ale daj szybko kolejny. No prosze. Juz dlugo czekamy :)
OdpowiedzUsuńZycze weny i checi rzecz jasna :)
Ona powiedziała :. lubisz mnie?' ' | On powiedział "nie". | Myślisz ze jestem ładna? - zapytała. | Znowu powiedział "nie". | Zapytała wiec jeszcze raz: | " Jestem w twoim sercu?" | Powiedział "nie". | Na koniec się zapytała: "Jakbym odeszła, to byś | płakał za mną?" Powiedział, ze "nie". | Smutne -pomyślała i odeszła. | Złapał ja za rękę i powiedział: "Nie lubię Cię, | kocham Cię. Dla mnie nie jesteś ładna, | tylko piękna. Nie jesteś w moim sercu, | jesteś moim sercem. Nie płakałbym za Tobą, | tylko umarłbym z tęsknoty." | Dziś o północy twoja prawdziwa miłość zauważy, że | Cię kocha. | Coś ładnego jutro miedzy 13-16 się zdarzy w Twoim | życiu, obojętnie gdzie będziesz w domu, przy | telefonie albo w szkole. | Jeśli zatrzymasz ten łańcuszek, nie podzielisz się | tą piękną historią - to nie znajdziesz szczęścia w | 10 najbliższych związkach, nawet przez 10 lat. | Jutro rano ktoś Cię pokocha. | Stanie się to równo o 12.00. | Będzie to ktoś znajomy. | Wyzna Ci miłość o 16.00 |Jeśli ci się nie uda wysłać tego do 20 komentarzy zostaniesz na zawsze sam
OdpowiedzUsuńMożesz zacząć tą historię od nowa. Albo od któregoś rozdziału.
OdpowiedzUsuńOlaaa
To był mój ulub. rozdział ze wszystkich. /Chyba.
UsuńForever Sibuna...